wtorek, 24 lipca 2018

Kroniki przeszłości "Słońce"

Kroniki Przeszłości
"Słońce"

Drużyna Shisuiego została wysłana do Kraju Wiatru z pozornie łatwą misją polegającą na dostarczeniu zwoju z informacjami nawiązującymi do współpracy obu krajów, a co za tym idzie, obu wiosek shinobi. Ninja nie wnikali w treść zapieczętowanego dokumentu dzierżonego przez kapitana. Robili tylko za pośredników czy raczej kurierów, toteż nie zostali wtajemniczeni w szczegóły.
Zatrzymali się w pobliżu jednej z mniejszych wiosek Suna. To właśnie tu mieli spotkać się z drużyną, która miała odebrać od nich dzierżony zwój i w zamian przekazać im inny. Nie przekroczyli progu osady, gdyż nie chcieli być obserwowani przez osoby postronne. Dotarli do miejsca docelowego już kilka godzin temu, jednak nikt nie wychodził im naprzeciw. Shinobi zaczynali się denerwować. Obawiali się, że coś poszło nie tak. Z tej racji Teleporter nakazał dwójce podopiecznych pozostanie na miejscu na wypadek, gdyby spóźnialska grupa jednak pokazała się i nakazał im wezwać go, gdyby faktycznie taka sytuacja miała miejsca. Sam zaś wyruszył w dalszą drogę, przeczesując najbliższą okolicę, aby upewnić się, że ta była bezpieczna - wolna od pułapek, złodziejaszków szukających okazji, którzy mogliby czaić się na poufne informacje, które później mogliby drogo sprzedać i wszelkich innych niebezpieczeństw. Starszy Uchiha obiecał, że w razie kłopotów, gdyby wplątał się w jakąś walką lub gdyby okazało się, że drużyna wysłana z Wioski Piasku potrzebowała pomocy, wezwie ich, tym samym uciszając protesty Ochidy, której nie widziało się rozdzielanie się.
- Skoro już urządziliśmy sobie ten przedłużający się spacer bez powodu, to przynajmniej spróbujmy obrócić go na swoją korzyść - mruknęła dziewczyna pod nosem, zrzucając z siebie kolejne warstwy ubrania, w którym się gotowała.
- Co masz przez to na myśli? - zapytał Itachi, niepewnie obserwując swoją koleżankę. 
Automatycznie odwrócił wzrok, kiedy ta ściągnęła koszulkę przez głowę, a wkrótce nawet spodnie, zostając w samej bieliźnie oraz bandażu, który ciasno oplatał jej klatkę piersiową.
- Mam zamiar się smażyć - odparła bezpardonowo, po czym ułożyła się półnaga na własnych ubraniach, które robiły jej za prowizoryczny koc plażowy. - W Konoha nie jest jeszcze aż tak ciepło, więc zamierzam wygrzać się na pustyni i złapać trochę promieni słonecznych - wytłumaczyła.
- Nie jestem przekonany, co do tego czy to aby na pewno dobry pomysł - brunet poddał jej plan pod wątpliwości. - Jest ponad czterdzieści stopni - zauważył. - Słońce jest w zenicie, a ty nie masz nawet kremu z filtrem czy nakrycia głowy. Poparzysz się - zauważył. - Albo gorzej, dostaniesz udaru słonecznego. Lepiej siedź w cieniu - polecił, sam chowając się przed palącymi promieniami we wspomnianym cieniu wielkiego głazu, który, jak zakładał, albo był pozostałością po starych zabudowaniach osady, której architektura i ułożenie zmieniły się z czasem, albo kamieniem narzutowym świadczącym o tym, że swego czasu toczyły się tu walki shinobi.
- Marudzisz - jasnowłosa machnęła na niego ręką i wyciągnęła się niczym jaszczurka na kamieniu.
Chłopak wiedział, że nie wypadało, żeby przyglądał się zbyt nachalnie swojej roznegliżowanej towarzyszce, jednak nie mając żadnego innego, interesującego punktu, na którym mógłby zaczepić spojrzenie, powracał nim do kunoichi raz za razem. Nie kierowało nim jednak pożądanie ani żadnego rodzaju podniecenie. Zwyczajnie przyglądał się, jak promienie słońca odbijają się od jej płowych włosów, sprawiając, że w mocnym blasku te stawały się niemal idealnie białe i oślepiające niczym druciana żyłka. Jasna skóra wyeksponowana na światło o tak mocnym natężeniu również wydawała się niemal biała, szczególnie kiedy mocno kontrastowała z ciemnymi, maskującymi ubraniami, na których ułożyła się jej właścicielka. W takim momencie długowłosemu przeszło przez myśl, że to może nawet i dobrze, żeby dziewczyna złapała trochę promieni słonecznych. Niech nabierze trochę zdrowych kolorów, bo póki co bez nadmiernej charakteryzacji mogłaby robić za ducha albo jeszcze inną zjawę w nawiedzonym domu.
Czas dłużył im się niepojęcie, kiedy nie mieli nic do roboty w piekielnym skwarze pustyni. Chika co jakiś czas przewracała się z placów na brzuch i z powrotem, żeby w miarę równomiernie się opalić. W tym czasie Uchiha tkwił w cieniu i sam ledwo powstrzymywał się od zrzucenia z siebie ubrań. Miał nieprzyjemne wrażenie, jakby ktoś wrzucił go do rozgrzanego piekarnika. Jego wnętrzności gotowały się, wręcz syczały, a skóra oblewała się gęsto potem. Nie było to nic przyjemnego, gdyż mimo iż była to naturalna reakcja jego ciała, które próbowało ratować się przed przegrzaniem, on miał wrażenie, jakby oblewał się wrzątkiem. Jakby tego było mało, wiatr który gnał piaskowe wydmy, był nieznośnie suchy i gorący. Jego powiew nie przynosił wcale ukojenia ani ulgi. Wręcz przeciwnie. Pustynny wiatr przypominał powiew z rozgrzanego do czerwoności pieca. 
Doskwierało im pragnienie. Pustynny samum wysuszał ich śluzówki w oczach, nosie i gardle na wiór. Niestety, resztki wody, które ci nosili ze sobą w manierkach, stały się niemal niezdatne do picia, gdyż nagrzały się do tego stopnia, iż niemal parzyły, kiedy nieszczęśnicy tylko próbowali zwilżyć usta. Pustynia miała unikalną zdolność zamieniania niemal wszystkich płynów we wrzątek - i niestety zdawało się, że zdolność ta obejmowała także ludzkie płyny ustrojowe.
Po kilku godzinach dwójka pozostawiona przez ich kapitana sama sobie zdecydowała się pokazać w wiosce i opuścić swoje stanowisko. Pragnienie było zbyt wielkie i zbyt dokuczliwe, żeby mogli je dłużej ignorować. 
Miejscowi bez trudu rozpoznali ich jako obcych, jednak nie wydawali się być wrogo nastawieni. Przyglądali im się zaciekawieni, zastanawiając się, co też obcy ninja mogli szukać w takiej zapadłej dziurze po środku pustyni. Oczywiście shinobi Liścia byli uznawani za przyjaciół mieszkańców Kraju Wiatru, jednak ich obecność była nieco niepokojąca i naprowadzała na trop, że coś poszło nie tak, skoro władze sięgnęły po interwencje ninja, a ponad to wezwali nawet posiłki z obcej wioski. Czyżby kroiła się jakaś afera na skalę międzynarodową?
Nie wszyscy jednak zaprzątali sobie głowę tak poważnymi problemami i brnęli aż tak daleko w swoich wyimaginowanych, przesadnie dramatycznych scenariuszach. Grupka młodych kobiet wyłoniła się z jednego z budynków, który najwyraźniej pełnił rolę miejscowego salonu piękności, i przyglądały się błyszczącymi oczami kuzynowi Shusuiego. Obserwowały go uważnie, pokazywały palcami, chichotały nerwowo, szeptały do siebie, uśmiechały i wachlowały rzęsami zalotnie, popychały jedna drugą, żeby któraś z nich wreszcie podeszła do chłopaka i zagadała. Żadna jednak nie miała odwagi. Chika przewróciła oczami widząc takie zachowanie. Podróżując w obstawie dwóch Uchihów powinna już przywyknąć do takiego zachowania, jednak zwyczajnie nie mogła. Nie trawiła naiwności i głupoty, jaką emanowały te dziewczyny. Drażniły ją te cechy, które absolutnie nie były tolerowane w świecie, który ona znała. Z drugiej strony może nawet trochę im zazdrościła tej beztroski i prostolinijności. Ona zawsze wszystko kalkulowała, próbowała przewidzieć następne posunięcie przeciwnika, doszukiwała się drobiazgów, które mogłyby świadczyć o tym, że ten nie świadczył prawdy, próbując ją wykiwać i zwieść na manowce... Wszystko brała na poważnie. Śmiertelnie poważnie. Nie potrafiła się zrelaksować i cieszyć młodością, tak jak jej rówieśniczki, które wybrały inny zawód, które urodziły się w innych domach. Nie przeżywała miłosnych wzlotów i upadków. Jej serce biło szybciej wyłącznie z wysiłku lub strachu, kiedy na polu walki zaczynało robić się gorąco. Czuła motylki w brzuchu na myśl o możliwości trenowania z nową bronią zamiast na myśl o spotkaniu z kimś, kto wpadł jej w oko.
Zawód shinobi zmieniał człowieka dokumentnie. Raz i na zawsze.
Itachi jak zwykle nie zwracał uwagi na kobiety, które zdychały na jego widok. Zamiast wypatrywać potencjalnej wybranki serca, ten skupił się na wyglądaniu szyldu najbliższego sklepu. Odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie udało mu się go znaleźć. Nieświadomie przyspieszył kroku, kierując się w stronę przybytku niemal truchtem.
W sklepie dopadli się do lodówki, w której czekała na nich butelkowana woda. Zielonooka poczuła niesamowitą ulgę, kiedy tylko otworzyła jej szklane drzwi i wsadziła rękę do środka, aby sięgnąć po napoje. Z miejsca zawładnęła nią paląca chęć wyciągnięcia wszystkich półek z lodówki i zamknięcie się w niej do czasu, kiedy ich kapitan wróci ze zwiadu.
Z miejsca opróżnili po kilka butelek na raz, dopóki nie rozbolały ich brzuchy. Brunet miał ogromną ochotę wylać sobie jedną z wód na głowę, gdyż w czasie, kiedy maszerowali do wioski, jego włosy nagrzały się do tego stopnia, że nie dało się ich nawet dotknąć. Niestety, on również nie miał ze sobą żadnego nakrycia głowy, toteż nie miał jak chronić się przed promieniami, które wyjątkowo upodobały sobie czarny kolor. Powstrzymał się jednak, nie chcąc robić scen oraz kałuż na podłodze w sklepie.
- Powinnaś sprawić sobie strój kąpielowy, panienko - poradził sprzedawca. Ochida zgodziła się założyć spodnie, których nogawki podciągnęła aż do kolan, jednak kategorycznie odmówiła założenia z powrotem bluzki i wciąż paradowała niemal roznegliżowana od pasa w górę.
- Strój kąpielowy? - zdziwiła się jasnowłosa. Skąd ona niby miała wytrzasnąć strój kąpielowy na pustyni?
- Tak, sprzedają je naprzeciwko - poinformował ją mężczyzna. - Na zachód od wioski jest oaza - wyjaśnił, widząc niezrozumienie malujące się na twarzy kunoichi. - Swego czasu nasza osada była kurortem wypoczynkowym - dodał.
- Swego czasu? - zainteresował się długowłosy. - Więc już nie jest? - dopytywał.
- Ano już nie... - przyznał zafrasowany sklepikarz i podrapał się zakłopotany po karku.
- Dlaczego? - wypaliła dziewczyna.
- Ja... Ech... - westchnął ciężko. - Nie powinienem o tym rozmawiać... - odwrócił wzrok.
Shinobi pokiwali głowami, nie naciskając. Rozumieli, że na pewne tematy nie należało rozmawiać z obcymi. Jako ci "z zewnątrz" nie mieli dostępu do wszystkich tajemnic Kraju Wiatru i nawet zwykli cywile zdawali się to wiedzieć, nie chcąc zdradzać im na temat swojej ojczyzny - nawet tej małej - więcej niż było to absolutnie konieczne.
Z braku lepszego zajęcia, niepełny oddział Liścia zawitał do sklepu odzieżowego naprzeciwko. Właścicielka w kwiecie wieku przyfrunęła do Chiki jak na skrzydłach i zaprezentowała jej przytłaczającą ilość strojów kąpielowych. Zielonooka nie była modnisią, toteż nie bardzo zdała się na różnych krojach i fasonach, nie wiedziała, jakie wzory były w modzie, toteż pod tym względem zdecydowała się zaufać kobiecie. Uchiha w tym czasie trzymał się nieco na uboczu, gdyż czuł się z lekka niekomfortowo, kiedy jego towarzyszka, w jego opinii, zajmowała się kupnem bielizny. Długowłosy nie widział tak naprawdę żadnej różnicy między kobiecymi strojami kąpielowymi a standardową bielizną i z tej racji wolał wycofać się z tego konkretnego pola walki.
Spędzili dość sporo czasu w sklepie odzieżowym, jednak ostatecznie nie wyszli z pustymi rękoma - przynajmniej nie jasnowłosa. Dziewczynie zeszło trochę na przymierzaniu kompletów i szukaniu odpowiedniego dla siebie rozmiaru, gdyż zazwyczaj nie zawracała sobie głowy takimi sprawami jak poszukiwanie odpowiedniego stanika. Podczas misji stawiała na wygodę, toteż z tej racji gruba warstwa bandażu elastycznego była dla niej najlepszym i zarówno najtańszym rozwiązaniem. 
Było już grubo po południu, a Shisui dalej nie wracał. Podopieczni Teleportera starali się nie panikować, jednak z czasem martwili się coraz bardziej. 
Czas mijał, jednak upalny skwar nie. Na zewnątrz wciąż było nieznośnie gorąco, co ci odczuli ze zdwojoną siłą, kiedy wyszli na zalaną złotym blaskiem słońca ulicę z przyjemnie chłodnego, klimatyzowanego sklepu. W takim wypadku postanowili udać się do wspomnianej przez sklepikarza oazy. Zapytali o wskazówki, jak tam dotrzeć właścicielkę sklepu odzieżowego, a następnie ruszyli na zachód.
Wyszli z osady. Minęło dobre dwadzieścia minut zanim przedarli się przez wydmy i doszli do niewielkiego źródełka turkusowej wody, które otaczał zielony pierścień trawy i pojedyncze palmy. Widząc to, dziewczyna puściła się biegiem, zjeżdżając ze stromego zbocza piaskowego wzniesienia. Jeszcze w biegu rozebrała się i postanowiła od razu przetestować swój nowy nabytek, wskakując do wody.
Ulga była nie do opisania. Zwykła woda na pustyni zamieniała się w ambrozję, za którą można było płacić krocie. Kunoichi zanurkowała, żeby po chwili wynurzyć się z wody i odrzucić długie, mokre włosy na plecy, rozbryzgując przy tym dookoła krople wody. Brunet z początku nie był przekonany, co do pomysłu kąpieli, jednak kiedy oaza stanęła już przed nim w pełnej krasie, ciężko było oprzeć się pokusie ochłodzenia się - tym bardziej, kiedy oglądał, jak jego koleżanka beztrosko chlapała się jak mały brzdąc w brodziku.
Chwilę później jego ubrania dołączyły do tych należących do zielonookiej, które leżały już na ziemi od jakiegoś czasu. Chłopak wskoczył do wody i aż westchnął z ulgą. Woda była jeszcze wspanialsza niżby mógł to sobie wyobrazić.
Kąpiel znacząco poprawiła im humor. Ochida w dziecinnym geście zainicjowała walkę, podczas której wzajemnie się ochlapywali. Wodne harce szybko przybrały na intensywności. Uchiha zanurkował i próbował wciągnąć jasnowłosą pod wodę, jednak ta zdołała mu się wyślizgnąć. Daichi w odpowiedzi próbowała naskoczyć na długowłosego i wcisnąć go pod taflę wody, bazując na własnym ciężarze. Wydawało się, że udało jej się dopiąć swego, jednak jej zwycięstwo było tylko pozorne. Brunet bowiem zanurkował tylko po to, żeby wziąć dziewczynę na własne barki, a następnie ją z nich zwalić. Ta pisnęła głośno i runęła z chlustem do wody. Itachi zaśmiał się głośno, za co w odpowiedzi został ochlapany. Zielonooka przez chwilę udawała obrażoną, jednak nie udało jej się chować urazy zbyt długo i sama zaraz parsknęła donośnym śmiechem.
Bawili się wyśmienicie do czasu, kiedy ktoś im przerwał. Zajęci zabawą nawet nie wyczuli zbliżającej się w ich kierunku chakry i zorientowali się, że są obserwowani dopiero, kiedy nieproszony gość odchrząknął znacząco, zwracając na siebie ich uwagę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale... po emblematach na ubraniach - nieznajomy wymownie wskazał palcem w kierunku brzegu - wnioskuję, że jesteście z Konohy, prawda? - zapytał shinobi z Sunagakure, który stał na tafli wody i przyglądał się krytycznie pluskającej się dwójce. Zza jego pleców wyłonili się kolejni dwaj ninja, który zachichotali z powodu jakże nieprofesjonalnej sytuacji, w jakiej zostali nakryci podopieczni Shisuiego.
- Zgadza się - na całe szczęście z odsieczą przyszedł im ich kapitan, który był już w połowie drogi wiodącej w dół wydmy, za którą leżała oaza. - Jesteśmy z Konohy i dostaliśmy misję dostarczenia zwoju - wyjął ów zwój, o którym mówił - w wasze ręce. Niestety, ze względu na wasze spóźnialstwo, mamy już całkiem znaczącą obsuwę w czasie - odezwał się zimno.
Jego mina jak i postawa wskazywały na to, że podkreślając fakt, iż ninja Piasku nie byli punktualni, zwracał im uwagę, że ci wykazali się takim samym brakiem profesjonalizmu jak i jego protegowani. Kapitan z Kraju Wiatru miał kpiącą minę i nie zamierzał zostawić suchej nitki na Itachim i Chice (jakby ci nie byli jeszcze wystarczająco mokrzy), jednak szybko zasznurował usta, zanim powiedział zbyt wiele, kiedy jemu również został wytknięty niebanalny błąd.
- Wybaczcie nam to spóźnienie. Napotkaliśmy po drodze... pewne trudności - rzucił wymijająco.
- Rozumiem. Nam także pewne utrudnienia dały w kość; takie, jak choćby upał, do którego w Kraju Ognia nie jesteśmy przyzwyczajeni - próbował usprawiedliwić swoją drużynę.
Teleporter wymienił się zwojami z grupą z wioski Piasku, a następnie odczekał, aż ci odejdą na wystarczającą odległość, aby nie mogli usłyszeć, jak ten karci swoich podopiecznych.
- Co to ma znaczyć?! - syknął wciąż przyciszonym głosem. - Mieliście na mnie czekać w umówionym miejscu! Kiedy wróciłem, a was nie było, bałem się, że stało się coś złego, podczas gdy wy radośnie i beztrosko kąpaliście się w tej sadzawce jak stadko kaczek! - ściągnął groźnie brwi. - Macie coś na swoje usprawiedliwienie? - przeskakiwał spojrzeniem z jednego protegowanego na drugiego.
Dziewczyna spojrzała po sobie z chłopakiem. Porozumiewając się bez słów ustalili szybki plan działania i skinęli do siebie głowami. Jasnowłosa podpłynęła do jōnina i sięgnęła do jednej z niewielkich toreb przytroczonych do jego pasa, wygrzebując z niego otrzymany zwój. Cisnęła nim w stronę brzegu. Kapitan krzyknął oburzony, jednak nie zdążył zrobić nic więcej, gdyż zaraz po tym długowłosy wciągnął go pod wodę, ciągnąć go za kostki, kiedy ten stał na jej powierzchni, utrzymując się przy pomocy chakry. Shisui runął do wody. Zadowolona z siebie dwójka przezornie odsunęła się na bezpieczną odległość i wybuchła gromkim śmiechem. Starszy Uchiha z początku nie posiadał się ze szczęścia, gdyż był teraz cały mokry, jednak szybko się rozpogodził i również zaczął się śmieć. Złożył ręce w odpowiednie pieczęci i zastosował słabą technikę wodną, która nie miała na celu nikogo zranić, ale była zwyczajnie rewanżem na uczniach, którzy wzięli go z zaskoczenia dzięki pracy zespołowej.

*** 

Kilka godzin w plecy oraz wodne harce przełożyły się na to, że drużyna musiała wracać do wioski po nocy. W zasadzie nic nie stało na przeszkodzie, żeby ci wracali po ciemku, jednak zmęczeni zabawą w oazie oraz wycieńczeni nieludzkim skwarem pustyni postanowili zatrzymać się na noc w zajeździe, aby odpocząć i nabrać sił przed porankiem. Ich misja nie miała charakteru priorytetowego, zatem wierzyli, że ich postój nie mógł zaważyć o losach państwowych.
- Aua! - syknęła dziewczyna, zdejmując z siebie przepoconą koszulkę. 
Stanęła przed lustrem i z krzywą miną zlustrowała "zdrowe kolory", jakich nabrała podczas wizyty w Kraju Wiatru. W chwili obecnej przypominała raka i kolor jej skóry nie różnił się za bardzo od koloru jej nowego stroju kąpielowego, który również był czerwony. Osoba o tak jasnej karnacji jak ona miała delikatną skórę i zdecydowanie nie była przystosowana do ekspozycji przez tak długi czas na tak mocne słońce.
- Mówiłem ci - rzucił długowłosy.
- Dobra, nie mądrz się, co? - prychnęła i sięgnęła do swojej torby, w której miała krem na poparzenia słoneczne. 
Kupiła go na miejscu, zanim jeszcze opuścili osadę, gdyż już wtedy powoli zaczynała odczuwać uciążliwe pieczenie. Mówiła sobie: "przezorny zawsze ubezpieczony" i "lepiej dmuchać na zimne", jednak prawdą było, że teraz plułaby sobie w brodę, gdyby musiała obejść się bez środka łagodzącego.
Kunoichi poradziła sobie z większą częścią poparzeń słonecznych, jednak miała problem, żeby dotrzeć do własnych pleców i dobrze rozsmarować na nich kojący balsam. Widząc jej nieudolne próby i wsłuchując się w syknięcia, kiedy ta za każdym razem nieumyślnie podrapała podrażnioną skórę, brunet westchnął i podniósł się ze swojego futonu.
- Pomogę ci - zaoferował się, wystawiając rękę w oczekującym geście na butelkę z kremem.
Oddała mu balsam i zacisnęła oczy, spodziewając się, że jej towarzysz będzie się z nią obchodził tak jak zazwyczaj - a więc brutalnie i bez serca. Ta jednak przyzwyczajona była do tego, że do bliższych konfrontacji między nimi dochodziło jedynie podczas walki. Teraz nie byli jednak na polu treningowym. Krem był chłodny, przyjemny, niemniej niż dłonie jej członka drużyny, który okazał się być wyjątkowo delikatny. Dziewczyna wyczuwała na podrażnionych plecach zgrubiałą, zrogowaciałą skórę na dłoniach chłopaka. Zniszczone regularnymi treningami dłonie sunęły jednak wyjątkowo lekko po zaczerwienionych miejscach, starając się sprawić jej jak najmniej bólu. Dotyk był subtelny, jednak dziewczyna ze względu na swój stan wyczuwała go bardzo dobitnie. Myślała o tej drobnej pieszczocie jak o masażu, mimo iż dotyk kompana nie był w stanie rozluźnić jej spinających się mięśni i rozcierał wyłącznie obolałą skórę. Jasnowłosa sama nie wiedziała, dlaczego spinała się tak pod wpływem dotyku Uchihy. Przecież wiedziała, że ten nie zrobi jej krzywdy. To nie był też pierwszy raz, kiedy ten znajdywał się tak blisko. Zazwyczaj zachowywała się przy nim swobodnie, niewymuszenie, jednak teraz było inaczej. Zesztywniała pod naciskiem jego dotyku i wzroku. Ku jej rozpaczy, poczuła, jak wysoka temperatura obejmuje jej twarz i teraz w duchu modliła się tylko, żeby długowłosy pomyślał, że jej rumieńce są winą nadmiernej ekspozycji na promienie słoneczne a nie dziwnych i niezrozumiałych procesów i gonitwy myśli, jakie miały miejsce w jej ciele i umyśle.
Dlaczego reagowała na niego w taki dziwny sposób? Zupełnie... zupełnie jak te chichoczące dziewczyny z obcych wiosek, które potrafiły mu się tylko przyglądać z daleka i zaczynały jąkać się i dukać, kiedy ten w końcu do nich podszedł. Przecież to nielogiczne! Nielogiczne, prawda? Już wcześniej ustaliła, że zawód shinobi zmieniał człowieka w wielu aspektach i pod wieloma względami. Nieodwracalnie. Z tej właśnie racji ona była inna. Inna od tych przeklętych księżniczek na ziarnku grochu, które marzyły o swoim księciu na białym rumaku. Ona przecież taka nie była. Była odważna, wygadana, zawsze sama dążyła do swoich celów i osiągała je ciężką pracą i determinacją. Nie uciekała przed nikim wzrokiem - no chyba, że dany przeciwnik posługiwał się dojutsu - nie rumieniła się, nie czuła motylków w brzuchu, nie chodziła na randki, nie przebierała się godzinami, strojąc się na spotkanie ze swoim wybrankiem... nie robiła żadnej z tych rzeczy. 
Nie oznaczało to jednak, że nie chciała robić żadnej z tej rzeczy, prawda?
Może i Ochida nie chciała się do tego przyznać, ale miała w sobie coś z marzyciela i czasami zdarzało jej się odpływać gdzieś daleko myślami. Poza tym, jak każda dziewczyna w jej wieku, chciała się zakochać. Chociaż raz. Żeby wiedzieć, jak to jest. Żeby móc później stwierdzić czy miłość faktycznie warta jest tego całego zachodu, poświęceń i wyrzeczeń, czy to tylko przereklamowany slogan. Chciała przekonać się o tym na własnej skórze. Pech jednak chciał, że na jej drodze nie pojawił się jeszcze nikt, kogo ta mogłaby obdarzyć jakimś głębszym uczuciem.
Dlaczego więc reagowała tak na tego przeklętego Uchihę?! 
Jakby się tak nad tym zastanowić, zielonooka nie miała zbyt wielu przyjaciół. Wychowana w bardzo specyficzny sposób była nieufna i miała problem z otworzeniem się na innych. Nie potrafiła budować solidnych relacji międzyludzkich. Z tej racji miała całkiem sporo znajomych, jednak nie przyjaciół. Ów mianem mogłaby ochrzcić z całą pewnością swojego drogiego niczym rodzonego brata kuzyna Keizo, Shisuiego oraz... no cóż, musiała przyznać sama przed sobą, że Itachi również zapracował sobie na to, żeby być rozpatrywany przez nią w kategoriach kogoś więcej niżby tylko kolegi.
Przyjaciel to wciąż jednak nie to samo, co osoba, którą można byłoby się zauroczyć. Choć z drugiej strony, tyle razy słyszała już, że przepis na szczęśliwe małżeństwo to poślubić swojego najlepszego przyjaciela. Nie mogła wyjść za Keizo z racji tego, że pochodzili z tego samego klanu, ale Shisui i Itachi to już zupełnie inna sprawa... Jeszcze inną sprawą z kolei było to, że na Teleportera nie reagowała w żaden niepoprawny w jej własnym mniemaniu sposób, a na jego kuzyna już tak. Czy oznaczało to zatem, że...?
Brunet postawił butelkę z kremem przed nią, tym samym dając jej do zrozumienia, że zadanie zostało wykonane.
- D-dziękuję... - wydukała cicho. 
Wydukała! No proszę! Kto to widział, żeby Ochida się jąkała?!
- Nie ma sprawy - odparł tonem wypranym z wszelkich emocji, po czym bez słowa wsunął się pod przykrycie futonu i odwrócił na bok, dając jasno do zrozumienia, że jest zmęczony i nie ma ochoty kontynuować rozmowy.
Skołowana kunoichi siedziała na swoim posłaniu, wpatrując się w jego plecy jeszcze przez dłuższą chwilę zanim w końcu westchnęła ciężko, poddając się. Aż ją głowa rozbolała od tego intensywnego myślenia. Albo to może też od słońca... kto wie? W każdym razie ona zdecydowanie wolała tę drugą wymówkę. Była łatwiejsza do przyswojenia dla niepokornej dziewczyny, która - jak na shinobi przystało! - cały czas walczyła, nie chcąc przyznać się, że powoli zaczynała orientować się, że jej przyjaciel zaczynał z czasem stawać się jej coraz bliższy.
...i cholernie przystojny, trzeba przyznać...
Ech, życie to jednak niekończące się pole walki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz