piątek, 15 czerwca 2018

Kroniki przeszłości "Choroba i wspólna kolacja"

Kroniki Przeszłości 

„Choroba i wspólna kolacja”

Itachiemu nie umknęła dziwna słabość i apatyczność, którą cechowała się jedyna dziewczyna w ich wciąż niepełnej trzyosobowej drużynie. Chika stała się blada, ospała, rozdrażniona, a jej refleks, celność jak i niezwykle przydatna zdolność skupienia się na wykonywanym zadaniu pozostawiały wiele do życzenia. Ambitna jasnowłosa, która zawsze dążyła do perfekcji, stała się nie do poznania w odsłonie osoby, której zachowanie mogłoby wskazywać na to, że jej nie zależy. Zupełnie na niczym. Że się poddała lub zrezygnowała, tudzież stwierdziła, iż dalsze wysiłki kontynuowane w pocie czoła nie były warte całego tego zachodu. Jakby stwierdziła, że nie ma się już po co więcej zadręczać i trudzić, kiedy zwyczajnie można było iść na łatwiznę i przestać się przejmować, przestać się starać.
Ale tej przecież wciąż jednak zależało. Uchiha mógł to bezbłędnie odczytać z jej twarzy, kiedy ta poirytowana zaciskała blade, spierzchnięte wargi, kiedy po raz kolejny ciśnięty przez jej drżącą dłoń kunai nie sięgnął swojego celu. Mógł to jasno stwierdzić po jej zaciskających się szczękach i napinających się ścięgnach na szyi. Jego teorię potwierdzała także drgająca niekontrolowanie w tiku nerwowym lewa brew. Całości obrazu frustracji kunoichi dopełniały krótki chwile, w których ta zatrzymywała się, przymykała powieki i brała głęboki wdech, żeby się uspokoić i zaraz ponownie ruszyć z całym pozostałym zapasem broni na najbliższego przeciwnika – nawet jeśli miał być nim przedmiot nieożywiony, tudzież jej kompan z drużyny podczas rutynowego sparingu. W tej danej chwili oberwać mogło się wszystkim i wszystkiemu. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, żeby wykrzesać iskrę, która mogła sięgnąć tak ochoczo wystającego lądu prowadzącego do całej beczki z dynamitem, tym samym doprowadzając do gigantycznej eksplozji.
W takim razie postawa ta nie wynikała z braku chęci czy motywacji. Problem leżał gdzieś indziej. Brunet próbował znaleźć na własną rękę miejsce, w którym ten został pogrzebany, jednak szło mu to wyjątkowo opornie. 
Widząc słabość zielonookiej, która przejawiała się nie tylko pod postacią trudności z kontrolowaniem samej siebie, ale także pod postacią stricte fizyczną, ten zaczynał się niepokoić. Ochida ledwo utrzymywała się na nogach po ostatniej misji. A przecież droga powrotna, którą przebyli, nie była niczym nadzwyczajnym. Owszem, marsz był długi i utrzymywany w typowo żołnierskim tempie, jednak dla kogoś pokroju Chiki nie powinno być to zaskoczeniem. Po latach spędzonych w Akademii, a nawet w rodzinnej rezydencji, w której restrykcyjne zasady przypominały bardziej te obowiązujące w spartańskich koszarach, nie powinna nawet zwrócić na to uwagi. Wszak w taki sposób została wychowana od dziecka. W takim razie powinna być też zahartowana i odporna na podobne trudności. I była. Do czasu. Do stosunkowo niedawna, jak się wydawało chłopakowi. Przecież nie od wczoraj chodzili wspólnie na misje i znał ją już trochę. Jasnowłosa nie była typem księżniczki na ziarnku grochu. Nie miała w zwyczaju wybrzydzać czy jęczeć, skarżyć się czy w końcu użalać się nad sobą podczas wykonywania zleconego zadania. Była całkiem niezłym shinobi jak na swój wiek - a to oznaczało, że zwykła przechadzka nie powinna wyciskać z niej niemal wszystkich soków życiowych, przez co ta wkraczając w mury wioski słaniała się na miękkich kolanach.
Długowłosy zachodził w głowę czy u jego towarzyszki nie zaczęła przypadkiem rozwijać się jakaś choroba. Pozostawało tylko pytanie czy dziewczyna celowo pozostawała ślepa na z czasem rzucające się coraz dobitniej w oczy objawy, czy robiła to nieświadomie. Zdawała sobie sprawę z tego, że dzieje się z nią coś niedobrego, ale nie chciała przyznać się do tego w otwarty sposób w obawie przed odsunięciem ze służby shinobi? A może rozpatrywała całą tę sprawę w kategoriach poniżającej? Chciała przeforsować własne ciało i chorobę, podobnie jak i pokonywała swoje kolejne słabości i lęki – usilnie pracując nad nimi aż do skutku? Naiwnie liczyła, że nie zwracając uwagi na swój stan zdrowia, ten w końcu sam z siebie przestanie się pogarszać? 
A może za tym wszystkim kryło się coś jeszcze dużo mroczniejszego niż mógłby początkowo zakładać i ktoś zabronił jej o tym mówić wprost; ktoś z rodziny? Może tak samo jak nadużywanie sharingana prowadziło do pogorszenia się stanu zdrowia użytkownika, tak samo kekki-genkai Chiki również powoli zaczynało zbierać swoje żniwa? Wszak w ostatnim czasie wydawało mu się, że zielonooka polegała na nim nieco częściej niż zwykle… Czy były to w takim razie objawy krótkotrwałe, które mogły ustąpić po pewnym czasie, czy była to droga tylko w jedną stronę, która przypominała stromy szlak prowadzący wprost w cienie kalectwa i w końcu śmierci?
Itachi wzdrygnął się ledwo zauważalnie do własnych myśli. Sam zdziwił się, jakie te obrały tor. To jawnie dowodziło tego, że się martwił. Martwił i to całkiem poważnie. Rzucił jeszcze jedno ukradkowe spojrzenie jasnowłosej, która tylko jeszcze jakimś cudem utrzymywała otwarte powieki. Była blada niczym płótno… to znaczy jeszcze bardziej niż zwykle. Była wręcz zsiniała. Chłopak zaczął rozważać możliwość zaciągnięcia koleżanki do Tsunade po poradę medyczną nawet wbrew woli chorej. Cóż, koniec końców w takim stanie nie zdołałaby opierać mu się zbyt długo, a jej opór zapewne byłby niemal równy jego brakowi.
Właśnie byli w trakcie wykonywania zadania zleconego przez Konohę. Dostarczyli zabezpieczony pakunek o nieznanej zawartości do Kraju Pary i oczekiwali na towar zwrotny, który mieli przynieść z powrotem do wioski na kształt handlu wymiennego. Nie wiedzieli nawet, z czym przyszło im się obchodzić i co właściwie było aż tak cennego w ów pakunkach, że do ich dostarczenia i odbioru wysłano jōnina i dwójkę chūninów, ale w obecnej chwili niewiedza nie była największym problemem bruneta. Mieli wolny wieczór przed wyruszeniem w drogę powrotną do Liścia. Shisui zapowiedział, iż zamierzają wybyć z Kraju Pary jeszcze przed wschodem słońca, jednak wieczór zostawił do pełnej dyspozycji swoim podopiecznym. Sam dopełniał formalności, kreślił zamaszyste podpisy na arkuszach jeden za drugim jak natchniony. Nie chciał niepotrzebnie trzymać przy sobie podwładnych, którzy w czasie, kiedy on pracował, mogli co najwyżej uważnie zlustrować ściany i własne paznokcie. Nie chciał ich zanudzić, dlatego pozwolił im ruszyć samotnie w miasto, licząc na roztropność kuzyna i mając nadzieję, że apatyczna dziewczyna nie będzie sprawiać żadnych większych problemów. Koniec końców kraina ta słynęła z dużej ilości gorących źródeł, toteż podsunął podopiecznym pomysł, aby ci zawitali do jednego z onsesnów, relaksując się przed kolejną przeprawą. Należała im się chwila relaksu.
Zaraz po przybyciu do wystawnej siedziby władz Kraju Pary zostali podjęci eleganckim obiadem. Młodszemu z Uchihów nie uszło uwadze, że jasnowłosa dzióbnęła z talerza tyle co nic. Zaproponowano im także o wiele już skromniejszą kolację, a właściwie to poczęstunek w ramach kolacji, z którego zielonooka zrezygnowała w ogóle. Od pewnego czasu nie odzywała się prawie wcale, a jej wzrok zdradzał, że często zdarzało jej się odpływać gdzieś daleko myślami. Niemniej, wystarczyła byle drobnostka, żeby ją zirytować. Ochida z natury była drażliwa i miała swoje małe obsesje, ale obecnie wystarczyło, żeby wiatr zawiał nie w tą stronę, co trzeba, aby ta zaczęła się pieklić. Mruczała coś do siebie pod nosem poirytowana, wygrażała przedmiotom nieożywionym, wzdychała i sapała ciężko, przewracając oczyma. Jeśli podmiot działający jej na nerwy zaliczał się do dziedziny tych ożywionych wciąż głównie poprzestawała na cichych groźbach i przekleństwach. Nie dochodziło do rękoczynów, nie wyskakiwała z pięściami, jak to miała w zwyczaju. Podkrążone oczy i niezdrowa bladość cery naprowadzały na trop, że zwyczajnie nie miała siły, żeby walczyć i zdawała sobie sprawę, iż wyzywanie na pojedynek kogoś w takim stanie równałoby się bezwzględnej porażce.
Wraz z tym, jak długowłosy rozmyślał na temat stanu kunoichi coraz dłużej, zauważał coraz więcej niepokojących sygnałów i oznak. Coś tu było mocno nie tak. I coś należało z tym zrobić. Niezwłocznie. Najlepiej zacząć od zlokalizowania źródła problemu i wyeliminowania go lub przynajmniej w miarę możliwości zmniejszenia jego negatywnych skutków. Nie mógł przecież zostawić tej sprawy tak, jak jest. Ona nie zostawiła go, kiedy ten cierpiał po przebudzeniu mangenkyou sharingana. Próbowała pomóc. Jakoś. Może z początku niezbyt umiejętnie, ale potrafił docenić dobre chęci. Poza tym, zdawało się, że w jakiś sposób jednoczył się z nią w bólu. Wiedział, jak to jest czuć presję wywieraną przez własną rodzinę, która oczekuje od ciebie nie wiadomo czego. Wiedział, jak to jest być obciążonym brzemieniem kekkei-genkai, które wpływało negatywnie na twój stan zdrowia. Znał ból, jaki się z tym wiązał. Wciąż dręczyły go obawy związane z utratą pełni zdrowia, a tym samym pełni mobilności i samodzielności. Wiedział, jak to jest bać się śmierci. Przede wszystkim takiej. Nie bohaterskiej śmierci na polu bitwy, w obronie rodziny i przyjaciół, ale żałosnej śmierci okraszonej niemocą i bezsilnością, będąc przykutym do łóżka i zdanym na osoby trzecie. Nikt nie chciał umierać w taki sposób. Tym bardziej w tak młodym wieku. To tylko sprawiało, że cała ta sprawa prezentowała się w jeszcze mroczniejszych barwach smutku i rozpaczy. Bo przecież oboje byli młodzi. Ich rówieśnicy w innych zakątkach świata, którzy nie trudzili się zajęciem ninja, borykali się z problematyczną matematyką, znajdywali swoje pierwsze miłości, próbowali zdobyć pieniądze na własne, rosnące potrzeby, wspierając się pracami dorywczymi. To były ich główne zajęcia i problemy. Żaden z nich nie myślał o śmierci. Bo i nie był to właściwy czas na podobne rozmyślania. Oni jednak nie byli zwyczajni. Byli shinobi. Czuli oddech śmierci na karku każdego ranka, kiedy tylko otworzyli oczy.
Ledwo powstrzymał się od ciężkiego westchnięcia, które mogłoby wyrażać jego niezadowolenie z wręcz rażącej po oczach niesprawiedliwości, która szerzyła się w świecie. Możliwe, że nawet miał ochotę powiedzieć na głos wszystko to, co kłębiło się w jego głowie, zapewnić swoją towarzyszkę, że wie, jak ta się czuje, że ją rozumie, i że przede wszystkim nie jest w tym wszystkim sama, że on zawsze stoi po jej stronie i w razie potrzeby ta zawsze może się do niego zwrócić, jednak nie mógł znaleźć odpowiednich słów, żeby się odezwać. Za każdym razem, kiedy próbował wydusić z siebie chociażby pojedynczy dźwięk, głos wiązł mu w gardle. Czuł jakąś wewnętrzną blokadę. Z tej racji ostatecznie pozostał przy milczeniu. Jak zwykle.
Pozostawał milczący dla świata zewnętrznego, jednak wewnątrz wyzywał się od najgorszych i darł się sam na siebie za swoją godną politowania słabość, której nie mógł sforsować. Ile to już razy chciał coś z siebie zrzucić, ale ostatecznie pozostawał cicho? Lata treningów, twarde wychowanie i profesja sama w sobie, w której się szkolił nauczyły go, jak zasznurować usta. Nauczył się nie mówić o tym, co tak naprawdę myśli i czuje. Nauczył się wręcz do perfekcji udawać innego człowieka. Przede wszystkim jednak nauczył się z tym wszystkim żyć i jakoś funkcjonować. Niemniej, nie zmieniało to faktu, że w jakiś sposób wciąż go to dotykało. Uwierało jak drzazga wbita w palec, która przypominała o sobie podczas wykonywania poszczególnych ruchów i czynności. Zdawał sobie sprawę, że tak już miało pozostać. Bo niezależnie od tego, jak bardzo starałby się przeistoczyć w maszynę, było to niemożliwe. Był istotą żywą. Czującą. Nawet jeśli próbował temu oczywistemu faktowi zaprzeczyć, wychodząc tym samym naprzeciw naturze i planom boskim, o ile istoty transcendentne naprawdę istniały, nie zapomniały o swoich tworach i miały dla nich wciąż chociaż odrobinę litości. 
Milczenie zostało mu wpojone do tego stopnia, że obecnie stało się ono barierą. Chciał się odezwać, ale zwyczajnie nie potrafił.
- Chcesz jeszcze iść coś zjeść? – zapytał w końcu, kiedy przedzierali się w pewnym odstępie od siebie przez dość zatłoczony deptak z atrakcjami turystycznymi. Chika nie odpowiedziała. Jedynie pokręciła przecząco głową. – Jesteś chora? Źle się czujesz? – próbował przekrzyczeć harmider i kakofonię dookoła.
- Chcę spać – oświadczyła rzeczowo. – Jestem zmęczona – dodała po chwili. 
- Wyglądasz blado – zauważył. – Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – rzucił jej zmartwione spojrzenie.
- A co? Teraz, w końcu w okularach, możesz mnie zobaczyć, więc zamierzasz mi matkować? – prychnęła. Dopytywanie Itachiego najwyraźniej zaczęło ją irytować. Dziewczyna nie mogła poszczycić się rekordowymi zapasami cierpliwości w ostatnim czasie.
- Czy to źle, że przejmuję się twoim stanem? – zdziwił się.
- Uh… - jasnowłosa zmieszała się. – Nie… - wydusiła z siebie w końcu. – Nie to miałam na myśli… - burknęła. – Przepraszam… - mruknęła po dłuższej chwili. Chłopak wzruszył ramionami.
- W zasadzie, jeśli chcesz już iść odpocząć, to możemy wrócić do zajazdu. Ponoć tam też mają jakieś małe gorące źródło – przypomniał sobie.
Uchiha nie potrzebował wielkich, publicznych akwenów. Właściwie zadowoliłby się nawet gorącym prysznicem. Albo chociażby miską z ciepłą wodą. Tak, kolejną rzeczą, której nauczyło go życie pomimo jego młodego wieku, był minimalizm.
Dotarli wspólnie do zajazdu, gdzie mieli zatrzymać się na jedną noc. Odebrali klucz do jednego pokoju, który mieli także dzielić ze swoim jōninem nadzorującym. Fakt, iż zostali wrzuceni do jednego pokoju już nawet ich nie dziwił. Tak to zazwyczaj się kończyło, kiedy ktoś oferował im darmowy nocleg. Cięto po kosztach. Bezpieczniej dla budżetu było wyłożyć za jeden niżby za trzy pokoje. Niemniej jednak nigdy nie można było pogardzić darmowym kawałkiem dachu nad głową, toteż ninja nie narzekali.
Zielonooka musiała być naprawdę wykończona drogą, gdyż kiedy tylko weszła do pokoju, rzuciła się na wcześniej przygotowany futon i z miejsca usnęła. Zasnęła w ubraniach, bez uprzedniego napawania się relaksującą kąpielą w gorących źródłach. Chłopak westchnął cicho pod nosem na ten widok i ostrożnie wydostał przykrycie spod niemal całkowicie bezwładnego ciała i przykrył koleżankę. Przyglądając się jej rozanielonej twarzy wciśniętej w poduszkę, na której nareszcie nie było widać nawet cienia grymasu niezadowolenia czy złości, sam poczuł się senny i zdecydował się odpuścić sobie poszukiwania gorących źródeł. Tak, prysznic też brzmiał wystarczająco dobrze, a przy tym nie zabierał tyle czasu. 
Tyle wystarczy.

***

W dzień po powrocie do wioski zostało zwołane zebranie jōninów, na którym musiał pojawić się Shisui. Z tej racji przełożony jedynej niekompletnej drużyny w Konoha zlecił swoim podopiecznym, aby tego dnia trenowali na własną rękę, gdyż on sam nie był w stanie przeprowadzić ich treningu z powodu braku czasu.
Chika zatrzymała się niespodziewanie, zginając się w pół i łapiąc za bok, który rozsadzał ostry, przeszywający ból wycieńczenia. Dziewczyna dyszała ciężko i ledwo trzymała się na nogach po czymś, co w normalnej sytuacji sama zapewne nie nazwałaby nawet rozgrzewką. Itachi w ostatniej chwili zarzucił stalową linkę z ślad za wcześniej ciśniętym kunaiem i złowił go, mistrzowsko nawlekając broń na żyłkę niczym igłę o wielkim oczku na wyjątkowo sztywną, czasem nawet zabójczą nitkę. Nie spodziewał się, że dojdzie do takiej sytuacji, że dziewczyna nie będzie w stanie ominąć nawet tak banalnego ataku, który i tak miał posłużyć tylko za element rozpraszający. Ta jednak najwidoczniej osiągnęła swój limit.
Brunet schował bronie i podszedł do zwijającej się przeciwniczki w sparingu – choć w istocie ich pojedynek ciężko było nazwać sparingiem, gdyż ten zakończył się, nim tak na dobre zdążył się rozpocząć. Długowłosy spojrzał zaniepokojony na jasnowłosą, zatrzymując się na bezpieczną odległość na wypadek, gdyby miała to być tylko podpucha.
- Co się dzieje? – zapytał.
- Nic… Nic mi nie jest… - wydusiła z siebie z trudem, jednocześnie próbując ponownie stanąć pewnie na prostych nogach.
- Co ci jest? – zapytał z naciskiem, tracąc już cierpliwość do wysłuchiwania tych tandetnych zapewnień, które miały go tylko zbyć.
Kunoichi otworzyła usta, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak w tej samej chwili jej oczy wywróciły się białkami do góry, a jej ciało stało się wiotkie. Runęła bezwładnie w dół i tylko refleks jej kompana uratował ją przed twardym lądowaniem. Uchiha podtrzymał ją pod plecami, a chwilę potem wsunął drugą rękę pod jej ugięte kolana, unosząc ją niczym nieprzytomną pannę młodą.
To był już najwyższy czas na podjęcie odpowiednich działań. Dał jej czas, który ta mogła wykorzystać, żeby sama o siebie zadbać. Nie podołała temu zadaniu, toteż teraz on musiał przejąć nad nią opiekę, niezależnie od tego czy będzie jej się to podobało, czy też nie. Odpowiedź oczywiście była tylko jedna właściwa i łatwa do odgadnięcia, ale w chwili obecnej naprawdę nie zamierzał liczyć się ze zdaniem Ochidy. W końcu niemal teatralne omdlewanie na polu treningowym to już lekka przesada. Niezadowolony ściągnął brwi, wzmacniając uchwyt.
- Straciłaś na wadze – stwierdził, kiedy dziewczyna przebudziła się, gdy mijali bramę wioski. W pierwszej chwili skołowana jedynie zamrugała kilkakrotnie i odruchowo uczepiła się jego koszuli, chroniąc się przed ewentualnym upadkiem. W końcu jednak zdecydowała się na odpowiedź:
- To chyba dobrze, prawda? – odezwała się słabym głosem.
- A co w tym niby dobrego? – prychnął. – To, że niedługo będę ci musiał wrzucać kamienie do kieszeni, żeby nie porwał cię mocniejszy podmuch wiatru? – ironizował. – Bredzisz, jakbyś potrzebowała zrzucić z wagi – wywrócił oczyma.
- No właśnie trochę by się chyba przydało… - mruknęła cicho. – Czemu mnie niesiesz? – zapytała już głośniej, dopiero po chwili orientując się, w jak zawstydzającej sytuacji przyszło jej się znaleźć. – I dokąd mnie niesiesz? – dodała już nieco bardziej spanikowana.
- Do Tsunade-sama – wyjaśnił zdawkowo. – Zemdlałaś.
- No ty chyba zwariowałeś!
- Nie, z moim zdrowiem psychicznym wszystko w porządku, jeśli o to pytasz – fuknął, będąc wciąż złym na dziewczynę, że ta przez własne niedbalstwo doprowadziła się do takiego stanu. – Skoro już i tak odwiedzamy Tsunade-sama, to ta może ci o tym poświadczyć, jeśli nie zawierzasz mojej opinii – żachnął. 
- Nie możemy iść do Tsunade! Przecież jest narada! Ona pewnie też musi być na niej obecna! – próbowała wyswobodzić się z objęć bruneta, jednak jej starania spełzły na niczym.
Dziewczyna wierzgała niespokojnie w objęciach swojego partnera, jednak jego uchwyt był niczym imadło. Po pewnym czasie jasnowłosa przestała się szarpać po części ze względu na to, że opadła z sił, a po części ze względu na to, że wraz z tym, jak rzucała się coraz mocniej, uścisk chłopaka również przybierał na sile. Jego palce boleśnie wbijały się w jej uda oraz bok ciała. Ostatecznie poddała się, nie chcąc skończyć z dorodnymi siniakami, które goiłyby się przez następne tygodnie.
Weszli do wioski. Najstarszy syn Fugaku niosący swoją koleżankę na rękach wzbudził niebanalne zainteresowanie wśród jej mieszkańców. Niektórzy zaczęli śmiać się, że sławetna, czubiąca się para nareszcie znalazła w sobie na tyle odwagi, aby otwarcie przyznać się do tego, że tak naprawdę się lubili. Nie wszyscy byli jednak tym widokiem tak zachwyceni. Wiele dziewcząt obrzucało Chikę krzywymi spojrzeniami spod głęboko zmarszczonych brwi. Niektóre z nich nawet warczały ostrzegawczo. Zdecydowanie nie przypadła im do gustu możliwość i realne zagrożenie sprzątnięcia ich bożyszcza tuż sprzed ich nosa. I to jeszcze w dodatku przez kogo! Kim niby była ta hałaśliwa lafirynda, żeby rozpatrywać samą siebie w kategorii odpowiedniej partii dla Itachiego? Cóż za zuchwałość! Brak wyczucia i taktu!
Po drodze natknęli się na Shizume, która poinformowała ich, że zebranie dobiegło już końca, jednak Hokage nie wróciła do swojego biura. Zamiast tego udała się do szpitala, żeby przyjrzeć się ciężko rannym pacjentom, których przypadki prowadziła osobiście.
- Tym lepiej - skwitował brunet. Pomocniczka wielkiego sannina spojrzała na niego zdziwiona. - Mam tu chorą, która potrzebuje pomocy - wyjaśnił, podnosząc lekko naburmuszoną kunoichi, która niezadowolona wydęła usta i skrzyżowała ręce na piersi. Wykonał przy tym gest, jakby prezentował drugiej kobiecie drogocenny artefakt, który przypadkiem trafił w jego ręce, jednak ten wiedział, że należy się z nim delikatnie obchodzić.
W szpitalu było tłoczno. W poczekalni aż roiło się od matek z dziećmi, co wskazywało na to, że obowiązkowy okres szczepień właśnie się rozpoczął. Z początku panował taki ścisk, że Uchiha zaczął szczerze powątpiewać czy uda im się dotrzeć do recepcji, jednak szczęśliwym trafem Ochidzie zachciało się kichać. Wystarczyło to właśnie jedno kichnięcie, żeby tłum ludzi rozstąpił się przed nimi, torując wąski korytarz do izby przyjęć. Kobiety spoglądały nieufnie w stronę dziewczyny i odgradzały od niej własne dzieci, nie chcąc, żeby te zaraziły się jakimś paskudztwem przed podaniem szczepionki. Poza tym spójrzcie tylko no na nią! Taka blada! Taka mizerna! Nawet iść już sama nie może, biedulka! Pewnie poważnie chora! Przewlekle chora! O krok od spotkania z shinigami twarzą w twarz!
Shinobi postanowił skorzystać z tej okazji i nie kłopotać zajętych pielęgniarek siedzących za kontuarem recepcji. Przepchnął się w stronę jednego z korytarzy i postanowił znaleźć medyka na własną rękę, gdyż przy takim obłożeniu było to raczej mało prawdopodobne, żeby mogli zostać przyjęci przez samą Hokagę ze wzgląd na własne "widzi mi się". Długowłosy szedł zatem długim, białym korytarzem, zaglądając do każdej minionej sali przez okno, aby sprawdzić czy przypadkiem to właśnie tam nie zaszyła się przywódczyni wioski. Jego spacer z coraz bardziej ciążącą mu na rękach zielonooką przedłużał się, rekompensując mu przerwany trening. Chika z nudów zdawała się chyba nawet przysnąć, bo przymknęła oczy i oparła wygodnie głowę na jego ramieniu. Ostatecznie udało mu się jednak zlokalizować Tsunade, która stała w jednym z prywatnych pokoi z kartą pacjenta nad łóżkiem całkowicie sparaliżowanego i nieprzytomnego mężczyzny. Dziedzic sharingana pozwolił sobie bezpardonowo wtargnąć do sali i usadzić koleżankę na drugim, pustym łóżku.
- Co wy tu robicie? - zdziwiła się kobieta. - Nieupoważnionym wstęp wzbroniony - zmarszczyła brwi.
- Potrzebujemy twojej pomocy, Tsunade-sama - wyjaśnił chłopak. - Czy raczej Chika jej potrzebuje - poprawił się. Blondynka obrzuciła taksującym spojrzeniem potencjalnego chorego.
- Co z nią? - zapytała, jednocześnie kładąc dłoń na jej czole, żeby sprawdzić temperaturę. Jasnowłosa przycichła i zdawała się odpływać. Bujała się niebezpiecznie, ledwo utrzymując się w pozycji siedzącej. Wyglądała, jakby zaraz miała ponownie zemdleć. - Nie ma gorączki - zawyrokowała.
Uchiha zaczął tłumaczyć, wymieniając wszystkie niepokojące syndromy, jakie udało mu się zaobserwować.

*** 

Itachi nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Przesunął wzrokiem po wynikach podstawowych badań jego towarzyszki szukając w nich jakiegoś błędu. To przecież nie mogła być prawda. Coś podobnego przecież zwyczajnie nie miało racji bytu. Czekał, aż sławetny medyk wybuchnie mu gromkim śmiechem w twarz, żeby dopiero później oświadczyć, co jest faktyczną przyczyną pogorszenia się stanu dziewczyny. Bo przecież mówiliśmy tu o Tsunane, więc wszelkie błędy można było wykluczyć. Kobieta spoglądała jednak na niego śmiertelnie poważnie i nie wyglądało, jakby była w nastroju na żarty. Więc to może jednak jakiś błąd? Koniec końców każdy przecież może od czasu do czasu się pomylić, prawda? Może to nawet nie wina Hokage. Może zwyczajnie ktoś w szpitalu pomylił wyniki i karty badań.
Bo diagnoza brzmiała: Chika zaczęła się głodzić.
Ona nazywała to dietą, jednak unikanie zdecydowanej większości posiłków w ciągu dnia dietą nijak nazwać się nie dało. To była zwyczajna głodówka. Zielonooka ubzdurała sobie i dała sobie wmówić przez zazdrosne koleżanki, że przydałoby jej się schudnąć. Fanki starszego z synów Fugaku zwyczajnie poczuły się zagrożone i z tej racji postanowiły zacząć działać, próbując, dla przykładu, wpędzić ich rywalkę w kompleksy.
A ta o dziwo się posłuchała.
Długowłosy miał ochotę strzelić Ochidę w ten jej durny łeb za to, że dała sobie do niego nakłaść takich idiotyzmów. A przecież zawsze aż do tej pory miał ją za rozsądną, niezależną osobę, która potrafiła myśleć za siebie! Noż, co jej odbiło? Żeby katować się z takiego głupiego powodu do takiego stopnia! Żeby doprowadzić się do takiego stanu! Kto to widział!
Całe szczęście jej wyniki były w normie. Z tej racji Tsunade zarekomendowała, żeby brunet przyjrzał się poczynaniom koleżanki przez kilka najbliższych dni i upewnił się, że ta jadła i spała wystarczająco.
- Już ja się o nią zatroszczę - niemal zgrzytnął zębami, łypiąc nieprzychylnie na jasnowłosą, która aż wzdrygnęła się od tego spojrzenia.
A on się o nią martwił! Bał się, że wyniszcza ją jej kekkei-genkai! Że przygniatają ją trudy codziennego życia shinobi wywodzącego się ze sławnego klanu! Wymyślał teorie spiskowe, tworzył historie, na bazie których można byłoby nakręcić całe seriale, podczas gdy ta zaczęła nie dojadać! To się zwyczajnie w głowie nie mieściło!
Kiedy wyszli ze szpitala było już ciemno. Na dworze właśnie zapalały się latarnie uliczne. W tym samym momencie chłopak poczuł się głodny, uświadamiając sobie, że właściwie sam nie miał nic w ustach od czasu śniadania. Pominął obiad ze względu na ćwiczenia, które swoją drogą i tak okazały się sromotną klapą, a teraz dochodziła już pora kolacji. Przez cały ten czas siedział jak na szpilkach w poczekalni, żeby dowiedzieć się, co było nie tak z kunoichi, jak ten mógł jej pomóc. Był tak zestresowany i przejęty jej stanem zdrowia, że na ten czas zapomniał nawet o własnym głodzie.
- Idziemy coś zjeść - rzucił ostro. - I bez żadnego "ale"! - zaznaczył, mimo iż Chika nie wyglądała, jakby chciała oponować.
Weszli do przydrożnej, niewielkiej restauracji na rogu ulicy. Każdy z nich zamówił coś dla siebie, jednak uznając, że dziewczyna musiała nadrobić deficyt kaloryczny, brunet porwał się na kilka dodatkowych przystawek. Kelner po chwili przyniósł im napoje i zostawił ich w spokoju w nieprzyjemnej ciszy, kiedy oboje czekali wygłodniali na swoje zamówienie.
- Co ci strzeliło do głowy, żeby zacząć się głodzić? - odezwał się ponownie, uznając, że byłoby naprawdę niezręcznie, gdyby przez cały czas trwali w ciszy.
- Oj daj już spokój... - mruknęła zażenowana.
- Żeby ci to jeszcze do czegoś było potrzebne - przewrócił oczyma.
- Nie jesteś dziewczyną, więc nie rozumiesz pewnych rzeczy - burknęła.
- I chyba nie chcę ich zrozumieć - pokręcił z niedowierzaniem głową. - Przecież jesteś shinobi. Jesteś aktywna fizycznie jak mało kto. Możesz, a nawet musisz jeść dużo, żeby uzupełnić zapasy energii i pozostać silną. W przeciwnym wypadku mdlejesz na polu treningowym - wytknął jej, na co ta westchnęła ciężko. - Wyobrażasz sobie, co by się stało, gdyby podobna sytuacja miała miejsce podczas prawdziwej walki? Byłabyś już trupem - zauważył ponuro.
- Ale nie miała ona miejsca...
- Ale mogła - przerwał jej. - Myśl czasem w szerszych terminach, co? - zganił ją. - Nie jesteś tu sama. Jesteś ninja. Jesteś żołnierzem. Masz być zawsze gotowa do wystąpienia na front. W walce wystawiłabyś nie tylko siebie, ale także mnie i Shisuiego na niebanalne niebezpieczeństwo - nie ustępował.
- Dobra, przyjęłam do wiadomości! - zamachała rękami. - Już przestań! Moja wina! Moja wielka wina! - prychnęła. - Pokajałam się. Wystarczy? - założyła ręce na piersi. - Więcej nie będę tak robić - obiecała.
- Mam taką nadzieję - skwitował ukontentowany uzyskaną odpowiedzią. Nareszcie nadszedł kelner z pierwszą częścią ich zamówienia. Zaczęli jeść. - Naprawdę nie mogę pojąć twoich motywów. Nie daje mi to spokoju... - podjął ponownie temat.
- Uchiha... - warknęła ostrzegawczo zielonooka.
- Pozwól mi ugryźć ten temat z innej strony - uśmiechnął się półgębkiem sięgając pałeczkami po jednego z gotowanych na parze pierożków gyoza. - Jesteś shinobi - powtórzył. - Dzięki temu wyglądasz też znacznie lepiej niż większa część społeczeństwa - stwierdził fakt, wcale nie uznając tego za komplement. - Jesteś aktywna fizyczna i masz świetną figurę. Jakim cudem komuś udało się wmówić ci, że jest inaczej? - wbił uważne spojrzenie w towarzyszkę, która drgnęła na te słowa i zamrugała kilkakrotnie zaskoczona.
- Ja... Wiesz... - zająknęła się. - Myślę, że kobiety mają pewnego rodzaju obsesję na punkcie tego, jak wyglądają. Trendy się zmieniają, a projektanci mody dyktują nam, jak mamy wyglądać danego sezonu i tak dalej... Coraz chudsze modelki są coraz bardziej popularne i promowane jako te najpiękniejsze - wymieniała.
- Nie jesteś chuda, fakt - wzruszył ramionami. - Ale to dobrze. Jesteś wysportowana i umięśniona. Moim zdaniem to dużo bardziej atrakcyjne od posiadania budowy ciała przypominającej wieszak na płaszcze - parsknął.
- D-dziękuję... - wydukała, nie będąc przyzwyczajoną do słuchania komplementów z ust Itachiego. Niby miała świadomość, że ten zapewne słodził jej, żeby nie wróciła do złych nawyków żywieniowych, jednak z drugiej strony... było to zwyczajnie coś nowego i przyjemnego.
- Mówię poważnie - kontynuował. - Nie rozumiem tej mody, która wymaga, żeby kobieta była tak chuda, żeby ktoś z moją wadą wzroku mógł pomylić ją na ulicy z latarnią uliczną lub znakiem drogowym - westchnął. - Całe szczęście dzięki tobie mam to - wymownie poprawił okulary na nosie. - Dzięki temu nie tylko jestem w stanie unikać tych zabiedzonych chudzin, które zapewne mógłbym poważnie uszkodzić, gdybym wpadł na nie na ów ulicy, ale przy okazji jestem także w stanie obiektywnie stwierdzić, że masz jedną z najbardziej atrakcyjnych figur spośród wszystkich kobiet, jakie kiedykolwiek widziałem i nie potrzebujesz nic w sobie zmieniać - wyznał. Ochida aż wytrzeszczyła na niego oczy w niedowierzaniu. Nigdy nie spodziewałaby się, że przez gardło długowłosego mogły przecisnąć się podobne słowa.
- Kadzisz... - mruknęła i zawstydzona spuściła wzrok, czując jak rumieńce wpełzają na jej bladą twarz.
- Wręcz przeciwnie - upierał się przy swoim. - Jakbyś jeszcze nie zauważyła jestem bardziej analitykiem niżby poetą, więc potrafię stwierdzać fakty, a nie prawić komplementy - rozłożył bezradnie ręce. - Powiedziałbym nawet, że z twoim obecnym wyglądem należy ci się podwójny deser - zaśmiał się, na co dziewczyna również odpowiedziała mu uśmiechem. - Ja stawiam - zaznaczył.
- Ale...
- Jedz, bo wystygnie - przerwał jej, nie pozwalając jej się wykłócać czy chociażby dojść do słowa.
W tym samym czasie grupka dziewczyn, której wcześniej udało się namówić Chikę do zmiany swojej standardowej diety, oglądała całe to zajście przez witrynę lokalu. Zżerała je zazdrość i wręcz gotowało się w nich ze złości. Tym bardziej doprowadzała je do szaleństwa myśl o tym, że to ich własny plan zamiast zadziałać na szkodę ich rywalki sprawił, że ta dodatkowo zacieśniła więzy z ich obiektem westchnień. W momencie, kiedy te marzły na dworze, ona wysłuchiwała salw komplementów z ust Itachiego Uchihy i jadła z nim kolację w restauracji - słowem, żyła ich snem, który dla nich nigdy nie miał stać się rzeczywistością. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz