Shisui drgnął nerwowo i wydał z siebie zduszony odgłos, wpatrując się w zdjęcie dziecka, które miało stać się jednym z dwójki jego nowych podopiecznych.
- Przecież ona jest… po prostu urocza…! – wydusił z siebie z trudem, po czym roześmiał się w głos.
Intensywnie zielone, wielkie oczy jasnowłosej dziewczynki spoglądały na jōnina z fotografii z przyganą. Pucata buzia zdradzała wyraz niezadowolenia.
- Przestań – odezwał się Itachi, zakładając ręce na piersi. – Ona też jest już geninem, więc jest to równoznaczne z tym, że nie jest już dłużej dzieckiem – postawił swoją teorię. – Nam obojgu wciąż jest daleko do twojego poziomu, jednak nie oznacza to, że możesz się z tego powodu z nas naśmiewać – odezwał się, jednocześnie starając się zamaskować urazę w głosie tak, jak tylko było to możliwe.
- Wybacz, Itachi-kun – Teleporter podniósł ręce w obronnym geście. – Nie wiedziałem, że poczujesz się urażony – zaśmiał się i poklepał kuzyna po ramieniu. Długowłosy brunet zarumienił się nieznacznie i odwrócił wzrok, będąc zawstydzonym, iż został tak łatwo przejrzany. – Nie zrozum mnie jednak źle. Nie naśmiewam się ani z ciebie, ani z niej, ani z tego, że jesteście dopiero geninami – sprostował. – Po prostu ta dziewczynka jest urocza – wzruszył ramionami. – Jej widok w jakiś sposób mnie rozbawił. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze z nią współpracowało – wygłosił swoje życzenie na głos. – Poza tym – zmusił młodszego, aby ten na niego spojrzał – fakt, że jesteście geninami wcale nie zmienia tego, że wciąż jesteście także dziećmi – zaznaczył. – Nie ma w tym jednak nic złego – uśmiechnął się pocieszająco. – Niech nie spieszy ci się dorastać. Ciesz się młodością i wolnością od obowiązków tak długo, jak to tylko możliwe – poradził dobrodusznie.
- Więc od tej pory będziemy stanowić jedną drużynę? – długowłosy starał się dyskretnie zmienić temat rozmowy.
- Zgadza się – przytaknął starszy. – Ty, Itachi, oraz ta dziewczynka będziecie moimi podopiecznymi – oznajmił z dumą. – Bardzo się cieszę, że będę miał cię w mojej grupie. Posiadanie takiego geniusza jak ty znacznie ułatwi mi pracę – zaśmiał się serdecznie. – Poza tym ona też wydaje się interesująca. Pochodzi z rodu Ochida. Słyszałeś już o nim wcześniej? – zainteresował się.
- Tak, słyszałem – genin przytaknął. – A dlaczego będzie nas tylko dwójka? – dociekał. – Przecież standardowa grupa składa się z trzech geninów i jednego jōnina – zauważył.
- Racja – zgodził się Shisui. – Teraz jednak mamy niepodzielną na trzy liczbę geninów w wiosce – wyjaśnił. – Poza tym dopiero co awansowałem, a mój stosunkowo młody wiek jak na jōnina i nauczyciela może wzbudzać w niektórych pewne obawy, więc starszyzna wioski może chcieć mnie przetestować – postanowił grać w otwarte karty z Itachim i nie ukrywać niczego przed nim. To i tak nie miałoby sensu. Kumaty dzieciak z pewnością i tak wszystkiego domyśliłby się po czasie. – Więc będziecie także moimi królikami doświadczalnymi – starszy zaśmiał się nieco nerwowo. – Cóż, niejako będziecie moją pierwszą grupą, więc nie mam jeszcze wprawy w uczeniu… - przyznał nieco zmieszany. Długowłosy nie wyglądał jednak na zniechęconego przez te słowa.
- Czy ma z tym również coś wspólnego fakt, że pochodzisz z Uchiha? – Teleporter drgnął na te słowa. – Ojciec powtarza, że wszyscy Uchiha w wiosce są obserwowani, bo ludzie nam nie ufają…
- Nie, nie myślę, żeby moje pochodzenie miało z tym coś wspólnego – skłamał, uśmiechając się fałszywie do kuzyna. Właściwie to sam uważał, że prawdopodobnie był to główny powód, dla którego dostał pod swoją opiekę jedynie dwóch geninów zamiast trzech, ale nie chciał niepotrzebnie rozpoczynać tego tematu przy Itachim. Może ten i był geniuszem, ale wciąż pozostawał także dzieckiem, co niejako pozwalało mu również korzystać ze słodkiego przywileju niewiedzy. – Sądzę, że zwyczajnie jeszcze nie wszyscy przekonali się co do moich kompetencji, więc nie są ich pewni – odparł.
Długowłosy skinął mu głową w odpowiedzi, jednak po jego postawie oraz minie łatwo było wywnioskować, że nie dał się nabrać na to łatwe kłamstwo. Już wyciągnął swoje wnioski, dla których tylko szukał potwierdzenia u kuzyna. Ten jednak zdecydował się kłamać. Itachi przejrzał go, tak jak i Shisui przejrzał wcześniej syna Fugaku. Ani jeden, ani drugi nie potrafił okłamać tego drugiego. Pozostawało tylko pytanie czy była to sprawka łączącej ich silnej więzi, sharingana, czy faktu, że obaj byli wybitni i ponadprzeciętni?
- Spotkamy się z naszą nową towarzyszką jutro – kontynuował niezrażony jōnin. – To będzie jej pierwsza wizyta w Konoha, więc postaraj się być dla niej miły, proszę – dodał na odchodne.
***
Wioska była dziwnym i niepokojącym miejscem dla Chiki. Wszędzie dookoła było pełno nieznanych jej ludzi, którzy mówili tak dużo i tak głośno. Sklepikarze i straganiarze przekrzykiwali się, reklamując promocyjne ceny swoich towarów. Jedni ludzie gdzieś się spieszyli, inny wręcz przeciwnie, jedynie spacerowali i rozglądali się ciekawsko, korzystając z pięknej pogody. Rozbrykane, roześmiane dzieci biegały między nogami dorosłych, ganiając się i celując do siebie ze swoich prowizorycznych broni skleconych z patyków i gumek recepturek. W powietrzu unosił się ciężki zapach zmieszanych ze sobą aromatów dochodzących z ulicznych kramów. Zapach grillowanej ryby mieszał się z watą cukrową, jednak to i każde inne, zaskakujące połączenie wcale nie odrzucało nowego gościa wioski. Budynki dookoła były takie wielkie. Jedne z nich były niskie i przysadziste, rozlazłe, inne wysokie i strzeliste, celowały odważnie w bezkres błękitnego nieba, jakby chciały go dosięgnąć. To wszystko było takie nowe...
Młoda Ochida bała się jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Po raz pierwszy opuściła znajome kąty rodzinnej posiadłości i nie umiała odnaleźć się w zewnętrznym świecie. Czuła się jak spłoszony kot na ruchliwej ulicy. Rozpłakałaby się, gdyby nie kładziono jej do głowy od lat, że łzy są oznaką słabości, której musi się wystrzegać. W takim wypadku nie pozostawało jej nic innego, jak tylko zacisnąć mocno szczęki i dalej brnąć w to szaleństwo.
Naprawdę nie miała ochoty tu być. Z każdą kolejną minutą utwierdzała się w przekonaniu, że ojciec popełnił ogromny błąd wysyłając ją do akademii. Było słuchać się starszyzny i pozwolić zostać jej w odległej posiadłości! Było się słuchać! Starsi zawsze wiedzieli lepiej!
Sama tak drastyczna zmiana otoczenia to wciąż jednak nie było wszystko. Znalazła się w zupełnie obcym miejscu, ale odnalazłaby się tu z łatwością, gdyby nie ci straszni, wścibscy ludzie. Widząc jak niemal kuliła się z przerażenia na uboczu drogi pytali ją czy się zgubiła, czy potrzebowała pomocy, czy może po kogoś zadzwonić... Wszyscy oni chcieli być pomocni, ale w ostateczności tylko pogarszali sytuację i przyprawiali dziewczynkę o palpitacje serca.
Słyszała też, że już zaczęli o niej plotkować. Jej jasne włosy oraz intensywnie zielone oczy zostały z łatwością rozpoznane przez innych. Widziała jak kwoki domowe, które spotkały się podczas zakupów, po kryjomu wytykały ją palcami i szeptały między sobą. Kilka razy udało jej się wyłowić własne nazwisko w towarzystwie takich określeń jak: "dziwna", "outsider" czy "dzika". Obiło jej się nawet o uszy, jak kilka osób podważało lojalność jej klanu wobec wioski i zastanawiało się czy wciąż można im ufać. To ją denerwowało. Chciała wstać i wyprostować się dumnie, odparować na te bezpodstawne zarzuty, jednak nie potrafiła zdobyć się na taką odwagę. Przerażenie paraliżowało ją i nie pozwalało ruszyć się z miejsca. Z tej racji wciąż trwała skulona w swoim zacienionym kącie i drżała niekontrolowanie, błagając w myślach, żeby ten koszmar skończył się jak najszybciej.
Dziś miała spotkać się ze swoją nową drużyną. Do Konohy przybyła wraz z najbliższym kuzynem, Keizo, który robił jej za brata i obrońcę przed wszelkim złem, jednak teraz tego akurat zabrakło. Keizo był od niej starszy, dlatego został wezwany przed oblicze Hokage, aby ustalić, jak miał wyglądać jego tok nauczania w wiosce. Jasnowłosa została zostawiona na własną rękę z prostym poleceniem znalezienia swoich nowych kamratów, którzy mieli na nią czekać w umówionym miejscu, którego adres miała zapisany na kartce ściskanej konwulsyjnie w spoconej, małej rączce. Po prostu nie mogła tam dotrzeć. Nie wiedziała, gdzie to miejsce się znajdowało, nie wiedziała nawet, jak odczytać poprawnie adres, a bała się zapytać kogokolwiek o pomoc. Głos wiązł jej w gardle, kiedy tylko ktoś przechodził zbyt blisko. Nawet, kiedy ktoś chciał udzielić jej pomocy, ta nie potrafiła o nią poprosić i mogła tylko przecząco kręcić głową, czekając aż natręt w końcu odejdzie. Zdawała sobie sprawę, że jej postawa była karygodna, jednak naprawdę nie mogła nic na to w tej chwili poradzić. Ojciec byłby sromotnie rozczarowany jej słabością. Myśl o tym, że już pierwszego dnia sprawiłaby zawód rodzicowi sprawiała, że robiło jej się przykro.
Nie wiedziała, ile tak przesiedziała skulona na poboczu, jednak domniemała, że musiała spędzić już tak trochę czasu, gdyż pozycja słońca się zmieniła. Promienie słoneczne padały teraz pod innym kątem, dlatego też cienie również się przesunęły, a ona wraz z nimi, żeby możliwie wycofać się z tego głośnego chaosu tak, jak to tylko było możliwe. Nie czuła głodu, gdyż była tak zestresowana, że ledwo mogła przełknąć ślinę, a co dopiero mówić tu o jakimś posiłku.
- Ty jesteś Ochida, prawda? - nagle usłyszała za sobą głos, na którego wydźwięk aż podskoczyła gwałtownie i miała ochotę zerwać się do natychmiastowej ucieczki, gdyby nie zaciskająca się z siłą imadła dłoń na jej ramieniu, która unieruchomiła ją w miejscu.
Niechętnie odwróciła się do kolejnego natręta, którym dla odmiany okazał się chłopiec. Zielonooka zakładała, że ten mógł być od niej co najwyżej kilka lat starszy. Wciąż nie potrafiła się zdobyć, żeby wydusić z siebie chociaż pojedyncze słowo, dlatego niepewnie skinęła głową.
- Jestem Uchiha - przedstawił się. - Uchiha Itachi. Jesteśmy razem w grupie - wyjaśnił. - Mieliśmy się spotkać prawie trzy godziny temu na głównym dziedzińcu. Dlaczego się nie stawiłaś? - zapytał, taksując ją uważnie błyszczącymi, czarnymi niczym onyksowe kulki oczami.
- Ja... ja... nie... - dukała, kręcąc głową. Wbiła spojrzenie w udeptaną ziemię pod własnymi stopami, nie mogąc utrzymać kontaktu wzrokowego z rozmówcą.
- Ach, tutaj jesteście! - nagle z dachu pobliskiego budynku zeskoczył wyższy, starszy brunet o krótszych włosach i szerokim, pogodnym uśmiechu. Przerażona dziewczyna skoczyła za drzewo, wyglądając zza jego konara nieśmiało. - Oj, coś się stało? - zaniepokoił się, przenosząc pytające spojrzenie z jednego ze swoich podopiecznych na drugiego i z powrotem.
- Ona chyba się boi - zauważył długowłosy.
- Rozumiem... - mruknął jōnin. - To musi być dla niej bardzo stresujący dzień. Spróbuj ją zrozumieć - polecił kuzynowi. - Jestem Uchiha Shisui - przedstawił się, ponownie przywołując pogodny uśmiech na usta. - Będę waszym nauczycielem - wyciągnął rękę w zachęcającym geście w stronę Ochidy. - Chodź do nas. Nie bój się. Powiesz nam coś o sobie? - próbował w delikatny sposób przekonać ją do siebie, jednak ta nie ruszyła się ze swojego miejsca i jedynie pokręciła przecząco głową. Teleporter westchnął.
- Nie myślę, żeby ona miała potencjał do zostania ninja - wyraził swoją opinię Itachi, zakładając ręce na piersi. Starszy z Uchihów spojrzał na niego zdziwiony, gdyż jak znał swojego kuzyna, wiedział, że wydawanie podobnych osądów, tym bardziej tak szybko, nie leżało w jego naturze. - Ona trzęsie się jak osika w wiosce, w której nie ma żadnych zagrożeń. Co zatem będzie miało miejsce podczas prawdziwej misji? - rozwinął swoją myśl. - Sparaliżowana strachem będzie nam tylko wadzić jak piąte koło u wozu.
- Trochę delikatniej - upomniał go Shisui. - Chika dopiero co przeprowadziła się do Konohy z odległej posiadłości i to wszystko, co dla ciebie jest dobrze znaną codziennością, domem dla niej jest czymś zupełnie obcym, więc nic dziwnego, że jest trochę przestraszona - próbował wziąć stronę swojej wychowanki.
- Ale nie do tego stopnia - wykłócał się młodszy. - Ona nie jest "trochę przestraszona" tylko szczerze przerażona - zauważył. - Na froncie nie potrzeba nam słabeuszy, o których tyłek dodatkowo musisz się troszczyć - założył ręce na piersi i ledwo powstrzymał się od prychnięcia, co nie było częste w jego wypadku. Itachi wydawał się dziś wyjątkowo poirytowany. - Poza tym to tylko mała dziewczynka. Nie jest nawet jeszcze w wieku większości geninów i... - nagle urwał, gdyż mocny kopniak w szczękę zamknął mu usta.
Zdziwiony Teleporter wpatrywał się w jasnowłosą z niedowierzaniem. Nie mógł pojąć, jak tej udało się wyskoczyć zza drzewa tak szybko, że ten tego nie zauważył i w dodatku nie wydać przy tym nawet najmniejszego dźwięku. Zdenerwowana aspirująca kunoichi kopnęła jego kuzyna w twarz z taką siłą, że ten aż wylądował na ziemi. Teraz zielonooka stała koło swojego mistrza - stała wyprostowana z gniewnym wyrazem twarzy. Miała ściągnięte brwi i zmarszczone czoło, zaciśnięte usta w wąską, pojedynczą kreskę oraz zaciśnięte drobne dłonie w piąstki. Może i była tylko dzieckiem, w dodatku jeszcze młodszym od syna Fugaku, śmiesznie niską dziewczynką, jednak w chwili obecnej wyglądała jak miniaturowa wersja demona, z którym naprawdę nikt nie miałby ochoty zadrzeć.
- Nie jestem "małą dziewczynką" - warknęła niskim głosem. - Nie jestem bezbronnym dzieckiem i zdecydowanie nie jestem piątym kołem u wozu! - krzyknęła i chciała ponownie rzucić się na długowłosego, który nie zdążył nawet pozbierać się z ziemi.
Nie była słaba. Pozwoliła sobie na chwilę słabości, jednak to nie robiło z niej jeszcze osoby słabej. Jej chwila słabości przeciągała się w czasie, ale to nic. Nie była słaba. Nie była. I potrafiła tego dowieść. Była gotowa to zrobić. Miała serdecznie dość tego, że jej płeć i młody wiek były łączone i utożsamiane ze słabością. Owszem, zdawała sobie sprawę z tego, że brakowało jej obycia i doświadczenia w walce, jednak z całą pewnością nie była słaba. W swoim rodzinnym domu była jedną z niewielu "broni", która w dodatku zabrnęła w swoim treningu imponująco daleko. Przeszła wiele bolesnych treningów, ćwiczeń i rytuałów, aby dowieść swoją wartość i siłę. Z tej racji nikt nie miał prawa ich podważać - a jeśli już jakiś imbecyl z podobnymi niepewnościami do rozwiania stanął na jej drodze, ona była gotowa dobitnie wyperswadować mu swoją wartość i własnoręcznie dowieść posiadanej siły. Mogła zaprezentować prześmiewcy swoją krzepę, dla przykładu, przemeblowując mu tę jego przystojną buźkę.
Kim on w ogóle był? Kim był ten przeklęty Uchiha Itachi, który miał czelność wystawiać jej opinię po zaledwie kilku minutach spotkania? Z jakiej racji odmawiał i zakazywał jej dalszej drogi jako kunoichi? Jakim prawem próbował stanowić o jej przyszłości? Czyżby ktoś tu cierpiał z powodu przerośniętego ego, bezpodstawnie poczuwając się do roli Hokage albo nawet samego kami?
Shisui w ostatniej chwili złapał Chikę za kołnierz ubrania, choć musiał przyznać, że tak naprawdę w tym momencie dopisało mu więcej szczęścia niż rozumu. Wyciągnął ręce przed siebie w instynktownym odruchu i po prostu napotkał opór, na którym zacisnął palce. Ochida poruszała się tak diabelnie szybko, przez co nie mógł nadążyć za jej ruchami. Jakby ten jeden fenomen to nie było wystarczająco, zdenerwowana dziewczynka podniosła na niego piorunujące spojrzenie złotych oczu, które przesłaniały rozwiane, niemal białe włosy. Wyszczerzyła wydłużone, ostre zęby, obnażając je tak, jak szykujące się do ataku zwierzęta mają w zwyczaju.
- Spokojnie... - zaśmiał się nerwowo. - Jestem pewien, że uda nam się dojść do jakiegoś porozumienia... - mruknął, mimo iż wcale nie był pewien czy jego słowa mogły obrócić się w prawdę.
Uchiha naiwnie liczył, że mając pod skrzydłami zaledwie dwóch, a nie trzech geninów będzie cieszył się nieco łatwiejszym życiem niż pozostali nauczyciele, jednak właśnie zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo się mylił. Ta nieszczęsna dwójka najwidoczniej nie przypadła sobie wzajemnie do gustu już od samego początku. To zapewne przełoży się na regularne kłótnie. A to niedobrze. Bardzo niedobrze. W końcu musiał nauczyć ich, jak współpracować i działać w grupie. Jeśli ci zaczną zwalczać się wzajemnie, nic z tego nie wyjdzie, a w najgorszym wypadku któraś z ich misji może zakończyć się nawet tragedią. W takim wypadku przydałaby im się jeszcze jedna, dodatkowa osoba, która mogłaby pomóc rozładować napięcie...
Wizja patronowania tej dwójce nie zapowiadała się różowo... Starszy Uchiha miał ochotę jęknąć żałośnie i zacząć walić głową w ścianę pobliskiego sklepu.
***
Zostań nauczycielem, mówili. Opieka nad geninami to bułka z masłem w porównaniu do pracy w terenie, mówili. To przyjemna robota, mówili.
No, jasne. Dobre sobie.
W chwili obecnej, po zaledwie kilku godzinach Teleporter miał ochotę wrócić do składu ANBU i udać się na jakąś długą i bardzo wymagającą misję, która pozwoliłaby mu zapomnieć o przeżyciach dnia dzisiejszego. Dwójka geninów bowiem zgotowała mu piekło na ziemi.
Siedzieli już od dłuższego czasu w sklepie z dango bezskutecznie próbując dojść do jakiegoś porozumienia. Przed dwójką dzieciaków stały nietknięte porcje słodkich klusek. Oboje ostentacyjnie odwracali głowy, próbując na siebie nie patrzeć. Shisui wzdychając od czasu do czasu sam zajadał się dango tylko po to, żeby mieć coś do roboty i zatkać sobie na moment usta. Za każdym razem, kiedy przywoływał do siebie kelnerkę ledwo powstrzymywał się od zamówienia sobie jakiegoś napoju alkoholowego do słodkiej przekąski.
Kuzyn dobrze wiedział, jak Itachi przepadał za dango. To była jedna z jego nielicznych słabości, toteż podziwiał jego upór. Dziwił się, że temu udało się wytrwać aż tak długo, mimo iż jego oczy wręcz świeciły się na widok łakoci. Zastanawiał się, ile ten cyrk może jeszcze potrwać.
Młoda Ochida okazała się pięknie wpasowywać w standardowy opis swojej rodziny. Uparta, gniewna, niewybaczająca. A przecież to dopiero dziecko! Co niby miało wyrosnąć z takiego bachora? Jak on miał zrobić z niej przykładową kunoichi?
Nie dało się jednak ukryć, że długowłosy też odstawił nie gorszy show od swojej towarzyszki. Zazwyczaj chłodny, wyrachowany syn Fugaku zachowywał się jak jakiś smarkacz. Ta dwójka miała jakąś niebywałą zdolność do wywoływania w sobie skrajnie silnych uczuć. Jōnin widział w tym potencjał, który można było wykorzystać do stworzenia niebanalnej przyjaźni szytej grubą nicą zaufania i wzajemnego dbania o siebie, jednak póki co nie miał zielonego pojęcia, jak odkręcić całą tę sytuację na korzyść dzieciaków. Był w kropce.
- No dobrze, późno już... - mruknął, rozumiejąc, że nic i tak już dzisiaj z tego nie wyjdzie. Musiał pomyśleć nad dalszym planem na spokojnie... i może się napić, żeby dać choć trochę upust kumulującemu się wewnątrz niego zdenerwowaniu. - Może to nie był najbardziej owocny dzień, jednak miejmy nadzieję, że następnym razem będzie lepiej - wymusił uśmiech. - Spotkajmy się jutro na polu treningowym numer trzy - zarządził. - Chciałbym przetestować wasze zdolności i zobaczyć was w akcji, żeby zorientować się, na jakim jesteście poziomie oraz jakie są wasze mocne i słabe strony - wyjaśnił, choć w istocie miał nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej o Chice.
Czytał jej dokumentację, jednak określenie "skromna" nie oddawała jej w wystarczająco dobry sposób. Ta była niemalże pusta, uszczuplona do wyłącznie podstawowych danych, jakimi było imię, data urodzenia, pochodzenie i podobne temu informacje. Zupełnie tak, jakby ktoś nie chciał, aby inni dowiedzieli się o zdolnościach bitewnych dziewczynki lub nikt faktycznie nic o niej nie wiedział. Koniec końców pochodziła ona z tajemniczego rodu Ochida, który strzegł swoich sekretów jak największej świętości. To, co działo się za zamkniętymi wrotami ich posiadłości było ściśle tajnie i nie miało prawa ujrzeć światła dziennego. Z tej racji Shisui zachodził w głowę, dlaczego obecna głowa klanu w ogóle zdecydowała się wysłać dwóję dzieci, w tym nawet jedną i jedyną, własną córkę do wioski. Co chciał w ten sposób osiągnąć i jakie były jego motywy?
Brunet znał doskonale zdolności swojego kuzyna, gdyż często go trenował, jednak chciał przekonać się na własne oczy, co potrafiła jego partnerka. Chciał także sprawdzić czy ta dwójka mogła jakoś razem współpracować i czy udałoby im się dojść do jakiegoś pojednania czy przynajmniej chwilowego rozejmu podczas walki, uzupełniając nawzajem własne ataki, kiedy przyszłoby im stanąć naprzeciw jōnina podczas pojedynku.
Wciąż wracał wspomnieniami do dzikiego, zdradzającego furię oblicza dziewczynki, kiedy ledwo co udało mu się powstrzymać ją przed poważniejszym poszkodowaniem długowłosego. Ten widok zapadł mu w pamięci i nie dawał mu spokoju. Musiał dowiedzieć się na jej temat więcej i odkryć jej sekrety.
Jego najbliższa przyszłość z dwoma podopiecznymi przy boku zapowiadała się naprawdę interesująco...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz